Politolog, profesor, pracuje na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego, Tomasz Grzegorz Grosse jest ważną postacią, jednym z ekspertów, z którymi konsultuje się prezydent Polski Andrzej Duda. Spotkaliśmy się z nim, aby porozmawiać o Europie, a także o odnowionym konflikcie między światem zachodnim a Rosją.
Profesorze Grosse, zacznijmy od niezwykle aktualnego pytania dziś, w dniach wyborów europejskich: jaka jest przyszłość Europy? Czy powinniśmy kontynuować integrację służb, wyobrażając sobie nawet stworzenie potencjalnej armii europejskiej, czy też pozostać konfederacją państw często konkurujących ze sobą, prowadzących politykę dumpingu?
„To skomplikowane pytanie. Ogólnie rzecz biorąc, wszystko zmierza w kierunku większej integracji, do tego stopnia, że niektórzy mówią o budowie superpaństwa. Dzieje się tak, ponieważ coraz więcej kompetencji przenosi się z państw członkowskich do Unii Europejskiej, także w sektorze obrony i bezpieczeństwa. Poza tym ten cel ma zostać osiągnięty dzięki zmianom traktatowym, które zostały już przyjęte przez Parlament Europejski i które prawdopodobnie zostaną zrealizowane po wyborach europejskich. To zatem najprawdopodobniejsza droga rozwoju Unii Europejskiej. Jeśli chodzi o ideę Europy skonfederowanych państw, to są małe szanse na jej realizację. Byłaby to bardziej zdecentralizowana Unia Europejska, pozostawiająca kompetencje państwom członkowskim. W odniesieniu do polityki obronnej, idea integracji sił zbrojnych wydaje się mało efektywna. Wiele projektów zostało ogłoszonych, ale nie wdrożonych, lub ich realizacja jest bardzo, bardzo wolna. Po drugie, ta integracja jest zdominowana przez Europę Zachodnią, głównie w celu wspierania przemysłu zbrojeniowego niektórych krajów, zwłaszcza Niemiec i Francji, ale także Włoch i Hiszpanii. Jak dotąd integracja służyła głównie zwiększeniu zdolności tego przemysłu z nadzieją na zwiększenie eksportu broni poza Europę, a także wewnątrz Europy. To jest główny cel tej integracji. Dziś mamy zupełnie inne zagrożenia geopolityczne w sferze bezpieczeństwa, przede wszystkim Rosję i wschodnią flankę NATO. Teraz chodzi o to, czy ten model integracji w sektorze obrony jest w stanie sprostać zagrożeniom ze strony Rosji. Moim zdaniem nie jest. Po pierwsze, przemysł zbrojeniowy powinien być zlokalizowany na wschodniej flance NATO. Nie chodzi o to, aby kraje takie jak Polska czy Rumunia kupowały więcej broni i amunicji od Francji czy Niemiec, ale o wspieranie przede wszystkim przemysłu obronnego funduszami europejskimi w Polsce, Rumunii, na Węgrzech i w innych krajach. Po drugie, polityka obronna Europy nie powinna ingerować ani dublować struktur NATO, ponieważ obecnie NATO najlepiej odpowiada na zagrożenia. Jeśli więc europejska polityka obronna wejdzie w konkurencję z NATO, ryzykuje pogorszenie sytuacji wschodniej flanki w zakresie bezpieczeństwa.”
Jeśli Trump wygra kolejne wybory, czy istnieje możliwość, że USA będą mniej zainteresowane inwestowaniem w NATO, zmuszając Europę do przemyślenia swojej obrony?
Moim zdaniem to najmniej prawdopodobna z możliwych opcji. Nie sądzę, aby Stany Zjednoczone zostawiły Europę samą sobie, ponieważ są świadome, że Unia Europejska nie jest w stanie powstrzymać Rosję przed atakiem. Innymi słowy, przewiduję, że działania Trumpa będą zmierzać w kierunku wzmocnienia wysiłków europejskich, ale w ramach NATO.
Konflikt między Rosją a Ukrainą trwa, ale czy uważa Pan, że można już wyciągnąć wnioski na temat roli poszczególnych aktorów na scenie geopolitycznej?
Powiedzmy od razu, że jeśli konflikt zakończy się podziałem Ukrainy, wojna w rzeczywistości się nie skończy, ponieważ Rosja nie zadowoli się tym i prędzej czy później dojdzie do bezpośredniego konfliktu między NATO a Rosją. Nie sądzę, że koniec obecnej fazy konfliktu na Ukrainie będzie trwały na dłuższą metę. Konflikt będzie trwał nawet kilkanaście lat, choć zapewne z przerwami, a Zachód będzie musiał się na to przygotować.
Konflikt na terytorium Ukrainy czy Unii Europejskiej?
Myślę, że również na terytorium Unii Europejskiej. Z strategicznego punktu widzenia Rosja nie zadowoli się częścią Ukrainy, ponieważ jest już zbyt zaangażowana w konfrontację z Zachodem i NATO. Potencjalny podział Ukrainy nie zakończy konfrontacji, a obawiam się, że dojdzie do konfrontacji militarnej między NATO a Rosją. Podkreślam, że moim zdaniem wszelkie porozumienia, które doprowadzą do zawieszenia konfliktu na Ukrainie, będą tylko tymczasowe, które opóźnią prawdziwą konfrontację NATO-Rosja. Zachód musi się przygotować na to starcie.
Czy scenariusz mógłby być inny, gdyby Putin nie był już u władzy?
Nie, elita rządząca w Rosji myśli podobnie jak Putin.
Jeśli tak, to czy historycy pewnego dnia stwierdzą, że Trzecia Wojna Światowa rozpoczęła się od rosyjskiego ataku na Ukrainę?
W rzeczywistości rozpoczęła się w 2014 roku, ponieważ to wtedy Putin po raz pierwszy zaatakował Ukrainę. Jak widać, późniejsze zamrożenie konfliktu nie zapobiegło masowemu atakowi w 2022 roku. Dlatego uważam, że jeśli dojdzie do nowego zawieszenia konfliktu na Ukrainie, będzie to tylko tymczasowe rozwiązanie, które poprzedza wznowienie konfliktu. Będziemy mieć przed sobą tylko kilka lat pokoju. Niektórzy geopolitycy mówią o okresie co najmniej 20 lat, inni twierdzą, że konfrontacja NATO-Rosja nie będzie tylko w Europie, ale także w Azji. Jesteśmy więc dopiero na początku szeroko zakrojonej konfrontacji geopolitycznej, która będzie się toczyć na różnych kontynentach. Zachód i Europa muszą się zatem przygotować pod każdym względem, w tym przemysłowym i szkoleniowym. Integracja europejska musi być zatem elementem wspierającym ten wysiłek obronny, który zaangażuje cały Zachód, kraje, które Rosja i Chiny próbują podzielić, wspierając między innymi ideę strategicznej autonomii Unii Europejskiej.
Czy rozpocznie się nowa Zimna Wojna na całym świecie?
Trudno przewidzieć wyniki tej konfrontacji, która dopiero się zaczyna. Czy będzie podział świata na dwa bloki, jak w czasie zimnej wojny, czy też będzie inny finał? A może będzie zwycięzca i przegrany? Obecnie, podobnie jak Chińczycy i Rosjanie próbują podzielić Zachód, oddzielić Europę od Stanów Zjednoczonych, tak samo Zachód próbuje podzielić Chiny i Rosję. Jest więc wiele zmiennych i niewiadomych.
Ale czy ten świat, który jeszcze kilka lat temu w dużej mierze opierał się na globalizacji i przenoszeniu produkcji, zmierza ku schyłkowi? Nie można się już więcej delokalizować?
Dziś możemy powiedzieć, że to był poważny błąd Zachodu. Przenoszenie produkcji poza Stany Zjednoczone, poza Unię Europejską, inwestując głównie w Chinach, doprowadziło do ogromnego osłabienia Zachodu. Chiny stały się główną fabryką świata, Zachodu, wielkich przedsiębiorstw amerykańskich, firm z Europy Zachodniej. To był poważny błąd, który doprowadził do deindustrializacji Zachodu.
Czy nie jest jednak odwrotnie? Mianowicie, że Chiny, pomimo otwartego handlu z Rosją, są również silnie uzależnione od Europy i Stanów Zjednoczonych w zakresie sprzedaży tego, co produkują? Do tego dochodzą niewiadome w postaci możliwych ceł nałożonych przez USA, jeśli Trump wygra, podczas gdy w kraju panuje pewien kryzys, a wojna w Europie z pewnością spowodowała utratę udziału w rynku. Gdyby jutro wybuchła wojna, która podzieliłaby świat na dwa bloki, czy Chiny również by na tym ucierpiały?
Odnosząc się do deindustrializacji Zachodu, mówiłem przede wszystkim o tym, co się stało podczas pandemii, czyli że Europa była tak zależna od Chin, że brakowało podstawowych produktów medycznych, takich jak maseczki. W obecnej sytuacji geopolitycznej musimy sobie wyobrazić, ile wysiłku potrzeba, aby móc znów produkować wszystko w naszych krajach. Putin przekształcił cały przemysł, przygotowując się do długoterminowej konfrontacji z Zachodem. Już to zrobił, i dlatego jest lepiej przygotowany na linii frontu z Ukrainą pod względem uzbrojenia. Europa nie jest w stanie wyprodukować miliona pocisków dla Ukrainy w ciągu roku. Między innymi dlatego, że nie ma przemysłu zbrojeniowego na odpowiednim poziomie. O tym właśnie mówiłem.
Jeśli chodzi o Chińczyków, to po pierwsze robią wszystko, aby uniezależnić się od technologii, inwestycji i rynków zachodnich. To ich obecna strategia, którą realizują od co najmniej roku. Chińczycy stawiają na własne firmy, a rynek w Chinach ma służyć głównie chińskiej produkcji, a nie produkcji europejskiej czy amerykańskiej. Po drugie, robią wiele, aby utrzymać swój rynek zbytu w Europie, na przykład szantażując Europejczyków, że „jeśli zablokujecie import samochodów elektrycznych lub ich części, paneli słonecznych czy turbin wiatrowych niezbędnych do transformacji klimatycznej w Unii Europejskiej, to my ograniczymy inwestycje, działalność gospodarczą, jednym słowem cały potencjał gospodarczy UE w Chinach”. Niemcy, którzy są uzależnieni od rynku chińskiego, robią wszystko, aby sankcje nałożone przez Komisję Europejską na produkcję lub import z Chin nie miały miejsca. W ten sposób Unia Europejska nie broni się przed napływem znacznie tańszych, dofinansowanych przez państwo, produktów z Chin. W rezultacie wiele europejskich firm, które powinny korzystać z inwestycji w ramach Zielonego Ładu, jest teraz na skraju bankructwa. Innymi słowy, mamy kolejny problem wynikający z faktu, że Europa nie opracowała skutecznej metody radzenia sobie gospodarczo z Chinami i przegrywa na własnym podwórku. W Europie już trudno wycofać się z tej transformacji, a jednocześnie Europejczycy kupują coraz więcej chińskich paneli słonecznych, coraz więcej chińskich turbin wiatrowych itp. Wkrótce będą również kupować chińskie samochody elektryczne.
Czy Zielony Ład europejski grozi niepowodzeniem?
Tak. Europejska polityka klimatyczna szkodzi naszym przemysłom. Chińczycy mogą produkować taniej dzięki dofinansowaniom państwowym, a to szkodzi naszym firmom.
A co z projektem Izera, czyli produkcją samochodów elektrycznych w Polsce, w którym współpracują Polacy i Chińczycy? Co się z nim stanie?
Trudno przewidzieć, nie można zaprzeczyć, że istnieją problemy z samochodami elektrycznymi. Nie wiemy, czy to naprawdę właściwa technologia do inwestowania. Można szybko odkryć, że te samochody nie są najlepszym rozwiązaniem z punktu widzenia użytkowników, kosztów operacyjnych, krótkiej żywotności i kosztów utylizacji tych pojazdów. Uważam więc, że Polska powinna pracować nad zupełnie inną technologią, bardziej optymalną pod względem kosztów, która prawdopodobnie zastąpi te samochody elektryczne prędzej czy później. Powinniśmy iść w stronę technologii opartych na amoniaku i ogniwach paliwowych, a nie na bateriach litowych. To pierwsza rzecz. Druga rzecz to to, że Chińczycy są zainteresowani rynkiem zbytu własnych produktów i technologii. Innymi słowy nie sztuka przyciągnąć korporację chińską – sztuka to wykreowanie własnej, europejskiej technologii. Chińczycy są również zainteresowani strategicznymi infrastrukturami, jak to miało miejsce z portem w Pireusie, ale także szukają możliwości inwestycyjnych w polskich portach. W międzyczasie polscy politycy są pod presją Amerykanów. Znajdują się w bardzo szczególnym momencie, ponieważ są na pierwszej linii frontu w konfrontacji z Rosją, więc muszą starać się utrzymywać dobre stosunki z Amerykanami. Z drugiej strony, w perspektywie czasu potrzebny jest również pewien rodzaj kontaktu z Chinami, biorąc pod uwagę, jak wielki wpływ na Moskwę ma Pekin.
Czy istnieją znaczące relacje polsko-chińskie?
Są dalekie od poziomu relacji chińsko-węgierskich, na przykład, ale w tej geopolitycznej sytuacji Chińczycy nie są głównym sojusznikiem Polski w zakresie bezpieczeństwa. Jednak pamiętajmy, że prezydent Andrzej Duda był jedynym wysokiej rangi zachodnim przywódcą obecnym na zimowych igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Tak więc pewne relacje istnieją.
Zmieniając temat. Dziś wszyscy jesteśmy zależni od technologii. Wydaje się, że gdy tylko napiszemy e-mail, od razu otrzymujemy powiązane reklamy. Czy według Pana żyjemy w świecie podobnym do opisanego przez Orwella, gdzie wszyscy będziemy kontrolowani bez prywatności? Czy możemy jeszcze bronić naszej prywatności?
Możliwości zachowania prywatności są coraz bardziej ograniczone. Więc na razie ten kierunek jest bardzo jasny i dobrze zdefiniowany, dokładnie tak, jak Pan opisał. Ale pytanie brzmi, jaki świat wyłoni się po tych geopolitycznych starciach, ponieważ to będzie potężny czynnik zmiany. Ludzie, politycy będą nadal działać tak, jak dzisiaj, czy całkowicie zmienią swoją filozofię i perspektywę? Dziś mamy globalizację amerykańską, która odbywa się z woli geopolitycznych interesów Stanów Zjednoczonych, ale także największych korporacji. Innymi słowy, istnieje interes zarówno ekonomiczny, jak i polityczny. Podobny projekt był rozwijany w Unii Europejskiej. Z jednej strony był to projekt, który ma lub miał służyć dużym korporacjom, aby mogły się rozwijać. Z drugiej strony była też idea integracji politycznej, ale kosztem demokracji, kosztem zwykłych obywateli, ich wolności, ich zdolności do wyboru, ich prywatności, ale także ich zdolności do decydowania o własnej przyszłości. Europejczyk w ramach tej koncepcji nie był obywatelem, ale konsumentem. Jeśli nic się nie stanie, to projektu globalizacji lub projektu integracji europejskiej pójdzie w tym właśnie kierunku.
Problem z integracją europejską polega na tym, że zarządzanie tym projektem nie jest tak efektywne, jak by się chciało. Jeśli z transformacji klimatycznej nie korzystają europejskie firmy, ale chińskie, to znaczy, że coś jest nie tak z tym projektem. Jest wiele innych projektów w Unii Europejskiej, które miały służyć ekspansji dużych korporacji oraz ujednoliceniu regulacji i polityki, centralizacji de facto. Te wszystkie działania są coraz bardziej dysfunkcyjne. W wielu sektorach nie widać sukcesów, tylko kryzysy. Na przykład tak zwany kryzys migracyjny. Po pierwsze, miał on zapewnić siłę roboczą do ekspansji firm na rynku wewnętrznym UE. Po drugie, miał zastąpić lub osłabić tradycje narodowe i państwa narodowe poprzez masowy napływ osób, które nie mają nic wspólnego z Europą. Miało to służyć technokratycznej i politycznej integracji. Kryzys migracyjny spowodował jednak wiele problemów. Zakładane cele integracji nie zostały osiągnięte. Wręcz przeciwnie, mamy ogromny efekt uboczny w postaci wszelkiego rodzaju tendencji do dezintegracji, które nie były przewidziane w momencie, gdy „otwierano drzwi do masowej migracji.”
Czy więc integracja europejska nie działa?
Problem z integracją europejską polega na tym, że zarządzanie tym projektem nie było skuteczne. Wiele projektów UE, takich jak strefa euro, polityka klimatyczna i polityka migracyjna, generuje więcej kosztów niż korzyści. To prowadzi do dysfunkcji i ryzyk dla stabilności całego projektu europejskiego.
A granice częściowo wróciły.
Granice wróciły. W pewnym momencie nawet dla wymiany gospodarczej. Ponadto tradycje i tożsamości narodowe, zamiast znikać, odradzają się, co prowadzi do ogromnego wzrostu sił eurosceptycznych, które odrzucają projekt centralizacji, czyli to, co nazywamy globalistycznymi celami wielkich korporacji i technokracji. Istnieje ogromny bunt, delikatnie mówiąc, przeciwko temu projektowi. Nawet wielkie projekty, które były latarnią unifikacji, stają się dysfunkcyjne i zamiast realizować tę przewodnią ideę integracji, ryzykują upadek projektu unijnego.
Jeśli taki scenariusz się zrealizuje, będzie to pozytywne dla zwykłych ludzi. Dla firm rodzinnych, dla lokalnych przedsiębiorstw, dla demokracji. Upadek takiej scentralizowanej UE paradoksalnie byłby pozytywny. W tej sytuacji konieczne będzie zaproponowanie innej formuły integracji, całkowicie niezwiązanej z tymi globalistycznymi czy technokratycznymi celami. Konieczny jest powrót do idei, że dzięki integracji Europejczycy powinni mieć dobre życie, mieć prawa podstawowe, mieć głos w swoim życiu. Integracja nie może służyć jedynie wielkim korporacjom lub urzędnikom ponadnarodowym. W naszych krajach (w Polsce i we Włoszech) ogromna część gospodarki składa się z firm rodzinnych, małych i średnich przedsiębiorstw, które dziś są po prostu marginalizowane, bankrutują. Dla małych firm będących w strefie euro, wspólna waluta jest zabójcza, podobnie jak chińska konkurencja dofinansowywana przez władze publiczne. Uważam, że zbliżamy się do przełomu, zarówno pod względem integracji europejskiej, jak i geopolitycznym. Integracja europejska, jaką znamy, rozpadnie się w ciągu kilkunastu lat. Jest zbyt wiele błędów, zbyt wiele dysfunkcyjnych projektów, takich jak strefa euro, polityka klimatyczna, polityka migracyjna i strefa Schengen. Jest za dużo projektów, które są zbyt kosztowne i nieefektywne. Aspektów pozytywnych jest coraz mniej i są one nieliczne z punktu widzenia zwykłych ludzi. Przeważają koszty. Wielkie zachodnie korporacje mogą nadal czerpać korzyści z tej Unii Europejskiej, ale nawet one coraz mniej, ponieważ powtarzam, chińskie firmy wypychają z rynku wewnętrznego firmy europejskie. Nawet największe firmy niemieckie nie mogą wytrzymać chińskiej konkurencji. Do tego dochodzą Rosjanie, którzy chcą całkowicie zmienić geopolitykę w Europie. Dlatego uważam, że Unia Europejska, jaką znamy, tego wszystkiego nie przetrwa. Z drugiej strony musimy wyciągnąć wnioski i stworzyć w przyszłości inny rodzaj współpracy europejskiej.
Kraje europejskie patrzą na Polskę jako kraj, który w ostatnich latach przeżył niezwykły rozwój, ale także jako kraj, który głównie prosi o pomoc. Czy nadszedł czas, aby Polska miała wpływową rolę polityczną, prezentując się w kontekście europejskim z innym podejściem? Jako państwo, które nie zajmuje się tylko swoimi interesami narodowymi, ale jest nosicielem wizji europejskiej?
Uważam, że Polska może zaproponować alternatywną wizję integracji europejskiej, a przynajmniej integracji w Europie Środkowej i Wschodniej. Wynika to z naszej tradycji, naszej kultury politycznej. Wynika z historii pierwszej Rzeczypospolitej utworzonej przez Polaków, Litwinów i Ukraińców, konstrukcji państwowej całkowicie odmiennej od dzisiejszej Europy. Była to forma integracji regionalnej, ale silnie zdecentralizowanej. Mamy więc historyczną pamięć, która może być bardzo przydatna, ponieważ pierwsza Rzeczpospolita istniała przez kilkaset lat. Dziesięć razy dłużej niż Unia Europejska. A Unia Europejska dziś się rozpada, prawda? Więc ta zdecentralizowana formuła władzy była prawdopodobnie lepsza pod względem trwałości. Oczywiście, w tamtych historycznych czasach również popełniono wiele błędów, z których należy wyciągnąć wnioski.
Czyli Europa jako konfederacja państw?
Dlaczego nie? Nadal istniałby rynek wewnętrzny, prawda? W pierwszej Rzeczypospolitej mieliśmy rynek wewnętrzny. Każdy mógł prowadzić własne interesy, na przykład istniała ogromna mniejszość żydowska, która miała dużą siłę handlową w Rzeczpospolitej, a także byli inwestorzy z Niemiec. Więc rynek wewnętrzny mógłby bardzo dobrze funkcjonować z dużymi zyskami. Innymi słowy, nie trzeba centralizować wszystkiego. Centralna regulacja jest oczywiście korzystna w krótkim okresie, ponieważ można zmusić niektóre narody do płacenia więcej. Na przykład w polityce klimatycznej, aby kupować niemieckie pompy ciepła lub turbiny wiatrowe. Integrację trzeba robić w taki sposób, aby ostatecznie było to opłacalne dla wszystkich. Myślę, że ostatecznie obywatele muszą się zbuntować. Jeśli płacą fortunę za ogrzewanie, jeśli nie mogą sobie pozwolić na prąd, to do jakiego etapu rozwoju wróciliśmy? O jakiej jakości życia mówimy w Europie? A jeśli na przykład polityka klimatyczna sprawi, że rolnictwo we Włoszech zniknie. Czy będziemy musieli jeść robaki zamiast mięsa? Wszystko to wykracza poza zrozumienie zwykłego człowieka. Jak obywatel ma zaakceptować taką przyszłość?
Czy problem europejski wynika również z faktu, że kraje w Europie są bardzo różne?
To prawda. Tylko że decydenci w Unii Europejskiej myśleli, że aby pokonać te bariery, trzeba osłabić państwa członkowskie, tożsamości narodowe i kultury, a jednocześnie sprowadzić mnóstwo imigrantów, tworząc coś w rodzaju, nowej globalistycznej kultury, która jest całkowicie nowa. Która nie ma nic wspólnego z Europą. Ten projekt jest narzucony z góry. Nawet z tego powodu musi upaść, ponieważ nie znam żadnego projektu odcinającego się od własnych korzeni, który przetrwał próbę czasu i kryzysów. Trzeba mieć fundamenty. Dlatego integracja w Europie musi być realizowana w zupełnie inny sposób: szanując kultury narodowe, narodowe specyfiki, szanując głos wyborców w różnych krajach. Jeśli ktoś nie chce imigrantów, trzeba to zaakceptować. I nie zabraniać na przykład Włochom obrony przed imigrantami. Przypomnę, że poprzedni konserwatywny rząd polski został potępiony za zbudowanie bariery na granicy z Białorusią przeciwko imigrantom wysyłanym przez Łukaszenkę i Putina. Pamiętam, że Komisja Europejska, Trybunał Sprawiedliwości, Parlament Europejski nas krytykowały za stawianie tej zapory. Ale komu właściwie pomagaliśmy? Niemcom, Francji. Ponieważ wszyscy ci imigranci podróżowali do Niemiec i Francji. A jednak byliśmy krytykowani, tak samo jak politycy włoscy nie wpuszczający statków z imigrantami do włoskich portów.
Jesteśmy kilka dni przed wyborami europejskimi, czy uważa Pan, że istnieje realne ryzyko, że Rosja będzie próbować w jakiś sposób wpłynąć na te wybory, kontrolować je, wybrać innych ludzi do Parlamentu Europejskiego?
Czasami mówi się, że Rosjanie mają bardzo silny wpływ w Brukseli, w Parlamencie Europejskim, że korumpują różnych parlamentarzystów, nie tylko eurosceptyków, ale także mainstreamowych polityków. Rosjanie mieli agenta w najbliższym kręgu Willy Brandta. Rosyjskim agentem był jego osobisty sekretarz Günter Guillaume. Ponadto problem tych rosyjskich wpływów w europejskich instytucjach polega na tym, że są one badane tylko w grupach eurosceptycznych, które nie mają decydującego wpływu na UE. Tymczasem najbardziej niebezpieczne rosyjskie wpływy są wśród polityków, którzy faktycznie decydują, bo rządzą, wpływają na regulacje. Chcę powiedzieć, że jeśli mam wydać pieniądze na skorumpowanie instytucji, bardziej opłaca mi się inwestować w tych, którzy są u władzy.
Czy istnieją różnice w wizji geopolitycznej między Dudą a Tuskiem w kwestii relacji, które Polska powinna rozwijać z USA i Chinami?
Donald Tusk stawia na relacje z UE, a dokładnie z Niemcami i Francją. Andrzej Duda sceptycznie podchodzi do kontaktów z Niemcami, bo wielokrotnie się na nich zawiódł. Bardziej wiarygodni są dla niego Amerykanie. Ponadto, Duda jest zdania, że kluczową sprawą dla polskiego rozwoju i bezpieczeństwa jest budowanie silnego państwa i prowadzenie krajowych inwestycji. Donald Tusk wierzy jak się wydaje jedynie w fundusze UE i opiekę ze strony Berlina, nie dostrzegając, że Niemcy mają wiele sprzecznych interesów z Polakami. Jeśli chodzi o Chiny, to ten partner jest niedostrzegany przez Tuska, ale już inaczej przez Dudę. Jak powiedziałem, polski Prezydent miał odwagę – jako jedyny lider Zachodu – wziąć udział na początku 2022 roku w ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich w Pekinie i spotkać się z prezydentem Xi Jinpingiem.