Rzadko się zdarza, żeby zmiana szefa państwa czy rządu tak zasadniczo i tak pozytywnie wpłynęła na pozycję jakiegoś kraju w świecie, jak to było w przypadku Polski w grudniu 2023 r.
Tak było, kiedy Nelson Mandela zastąpił Frederika Willema de Klerka, Michaił Gorbaczow Konstantina Czernienkę, a Noe Biden Donalda Trumpa.
I teraz powrót Donalda Tuska na stanowisko premiera sprawił, że dosłownie z dnia na dzień, odizolowana, powszechnie krytykowana, pomijana przy podejmowaniu jakichkolwiek istotnych decyzji na forach międzynarodowych Polska, znów stała się jednym z głównych rozgrywających w Europie i w NATO.
14 grudnia 2023, nazajutrz po zaprzysiężeniu jego rządu, na ręce Tuska zaczęły spływać gratulacje od najważniejszych polityków świata, począwszy od Joe Bidena, przez Emmanuela Macrona do Olafa Scholza. I były to gratulacje szczere, pełne entuzjazmu i nadziei.
„Z przyjemnością oczekuję współpracy z panem, by pokazać, że demokracje mogą sprostać wyzwaniom, które mają największe znaczenie w życiu naszych narodów. … Z przyjemnością oczekuję kontynuacji naszej bliskiej współpracy dotyczącej Ukrainy, która broni swej suwerenności i integralności terytorialnej przed brutalną agresją Rosji. … Zapewniam pana, że Stany Zjednoczone nadal stać będą ramię w ramię z Polską i walczyć z wdzieraniem się autorytaryzmu do Europy. … Jestem przekonany, że razem zdołamy zapewnić postęp w kwestiach dotyczących naszego wspólnego dobrobytu, bezpieczeństwa i demokratycznych wartości” – napisał Joe Biden.
Olaf Scholz opublikował dwa wpisy o identycznej treści – jeden z języku niemieckim, drugi po polsku. Były to gratulacje dla „drogiego Donalda Tuska”.
„Donald Tusk chce, aby Polska znów znalazła się w sercu UE – właśnie tam jest jej miejsce. Cieszę się, że możemy ramię w ramię z Polską rozwijać UE i stosunki polsko-niemieckie” – napisał
Gratulacje nowemu premierowi złożył też prezydent Ukrainy.
„Przyszłość Ukrainy i Polski leży w jedności, wzajemnym wsparciu i strategicznym partnerstwie w celu pokonania naszego wspólnego wroga. Kiedy stoimy razem, wolność obu naszych narodów jest nie do pokonania. Doceniamy wsparcie Polski. Razem wzmacniamy siebie nawzajem i całą naszą Europę” – napisał Wołodymyr Zełenski.
„Gratuluję Donaldzie – napisała szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. – Twoje doświadczenie i silne przywiązanie do naszych europejskich wartości będą cenne w budowaniu silniejszej Europy, z korzyścią dla Polaków. Nie mogę się doczekać współpracy”.
Przewodnicząca Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola: „Serdeczne gratulacje dla Donalda Tuska – napisała. – Jako z nowym premierem Polski, zagorzałym zwolennikiem Unii Europejskiej i drogim przyjacielem, nie mogę się doczekać wspólnej pracy na rzecz dobrze prosperującej Polski i silniejszej Europy. Stawimy czoło bieżącym wyzwaniom. Zjednoczeni”.
„Z niecierpliwością czekam, by ponownie powitać cię na unijnym szczycie. Twoje doświadczenie i zaangażowanie w wartości europejskie pomogą w budowaniu silniejszej i bardziej zjednoczonej UE” — napisał szef Rady Europejskiej Charles Michel.
„Czujemy zmianę. Gratulacje, Donaldzie Tusku” – napisał z kolei Manfred Weber, przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej.
Premier Justin Trudeau: „Nie mogę się doczekać współpracy z premierem Tuskiem w sprawach najważniejszych dla obywateli obu naszych krajów. Jesteśmy zaangażowani … promowanie praworządności, walkę ze zmianami klimatycznymi i tworzenie dobrych miejsc pracy dla klasy średniej po obu stronach Atlantyku. … Jako podobnie myślący partnerzy, Kanada i Polska podzielają uniwersalne wartości poszanowania demokracji i praw człowieka. Będziemy nadal wspierać Ukrainę i pociągać Rosję do odpowiedzialności za jej nielegalną wojnę agresywną”.
Te gratulacje pokazują jak wielkie było w najważniejszych kancelariach świata uczucie ulgi, że zakończyły się ośmioletnie, antydemokratyczne rządy w Polsce i jak wielka była nadzieja, że Polska znów zajmie kluczową pozycję w układach kontynentalnych.
W latach 2008-2015, czyli za pierwszych rządów Donalda Tuska i jego koalicji PO-PSL, Polska stała się w Unii Europejskiej niezwykle ważna, czasami ponad miarę i ponad swoją pozycję ekonomiczną. W najważniejszych stolicach Europy Zachodniej wiedza na temat Europy Środkowej i Wschodniej jest niewielka albo żadna. A w krajach tych następowały dynamiczne zmiany, kilka z nich stało się członkami UE, a Paryż, Berlin czy Madryt nadal nie specjalnie potrafiły odnaleźć te partnerskie kraje na mapie Europy. Polska natomiast wiedziała dużo i chętnie jej słuchano, dzięki czemu to ona determinowała politykę wschodnią UE.
A sytuacja stała się dramatyczna po rosyjskiej inwazji na ukraiński Krym w roku 2014. Polityka Unii Europejskiej i NATO wobec Rosji była zupełnie anachroniczna: funkcjonowały jeszcze nadzieje, związane z nieśmiałą demokratyzacją prezydentury Borysa Jelcyna, żywa była jeszcze pamięć wydarzenia w Pratica di Mare pod Rzymem w roku 2002, kiedy to, w obecności wszystkich szefów państw lub rządów krajów członkowskich Sojuszu Północnoatlantyckiego, Władimir Putin złożył podpis pod deklaracją powstania Rady NATO-Rosja, która miała koordynować wzajemne polityki bezpieczeństwa.
Rosyjscy dziennikarze, którzy towarzyszyli wówczas Putinowi byli przekonani, że jest to pierwszy krok do przyjęcia Rosji do NATO i Władimir Putin nie demontował tych pogłosek.
Wielu zachodnich przywódców, z Angelą Merkel na czele, było przekonanych, że wystarczy jedna, dobra, szczera rozmowa z Putinem, aby powrócić do tamtej atmosfery, aby współpraca z putinowską Rosja stała się znów pokojowa i partnerska.
Nawet inwazja rosyjska na Krym nie wszystkich przekonała, że tamte czasy już nie wrócą, nadal Berlin i Paryż utrzymywały żywe kontakty dyplomatyczne z Kremlem, nadal inwestowały ogromne środki w Rosji, uznając, że wciągnięcie jej w zachodni system gospodarczy „spacyfikuje” jej agresywny ekspansjonizm.
Będzie musiało upłynąć jeszcze osiem lat, aż do 24 lutego 2022 roku, by zachodnie kancelarie zdały sobie sprawę, że współpracy z Rosją już nie będzie, że Rosja z potencjalnego partnera stała się zupełnie realnym zagrożeniem dla całej Europy, dla układu sił, utrwalonego po II Wojnie Światowej.
Ale nikt nie miał pojęcia, jak przejść na nowy system stosunków z tym zagrażającym bezpieczeństwu „monstrum” ze Wschodu, nikt do końca nie zdawał sobie sprawy z poziomu zagrożenia.
Poprzedni rząd Polski, pozbawiony jakiejkolwiek wiarygodności, nie potrafił w tej kwestii przebić się do gabinetów zachodnich polityków, do których zwyczajnie nie był dopuszczany. W tej sytuacji politykę UE i NATO wobec Rosji próbowały kształtować Kraje Bałtyckie, jednakże ich ciężar polityczny jest na tyle znikomy, że ich głos nie był w stanie zmienić kunktatorskiej postawy Zachodu.
Narastała jednakże świadomość zagrożenia ze strony Rosji i, generalnie, ze strony tzw. „pierścienia zła”, czyli sojuszu krajów autorytarnych, które rzuciły otwarte wyzwanie zachodniej demokracji: Rosji, Chin, Korei Północnej i Iranu i jego akolitów na Bliskim Wschodzie.
Joe Biden dwukrotnie był w Warszawie i dwukrotnie, na Zamku Królewskim wygłosił historyczne przemówienia, stanowiące de facto wypowiedzenie wojny „pierścieniowi zła”: „to wojna między demokracją a autorytaryzmem, my tę wojnę musimy wygrać” – powiedział.
OK, ale nie powiedział, jak.
Oto dlaczego, powrót Polski i Donalda Tuska osobiście, został przyjęty z takim entuzjazmem. Europa potrzebowała nowej strategii, a przez ponad półtora roku wojny w Ukrainie, nie ptrafiła jej samodzielnie wypracować.
Wynikało to także ze słabości przywództwa Zachodu. Polityka względem Rosji Angeli Merkel została całkowicie skompromitowana. Uzależnione niemal w stu procentach od rosyjskich dostaw surowców energetycznych Niemcy usiały w dramatycznym tempie przestawiać się na dostawy z innych rejonów geograficznych, musiały całkowicie przeorientować swoją „Ostpolitik”. Ale panuje dość powszechne przekonanie, że choć kanclerz Olaf Scholz poraził sobie z tym nieźle, to jednak nadal uważany jest za lidera słabego, niezdecydowanego i targanego różnymi wątpliwościami. A nad jego partią socjaldemokratyczną SPD, nadal ciąży widmo jego poprzednika Gerharda Schrödera, jednego z prezesów Gazpromu: kiedy pojawił się na zjeździe SPD niespodziewanie dostał burzę braw.
Wiele było nadziei na początku jego pierwszej kadencji, że to Emmanuel Macron stanie się nieformalnym przywódcą Unii Europejskiej: młody, energiczny, z dobrym aparatem retorycznym, z jasnymi, odważnymi wizjami rozwoju Francji i zdecydowany europeista, miał zastąpić Angelę Merkel w roli maszynisty europejskiej lokomotywy. Niestety, fiasco wielu jego planów reformy gospodarki Francji, niezdecydowanie w realizacji polityk społecznych, kontrowersyjne filipiki antyamerykańskie, podtrzymywana do końca wiara w dialog z Putinem, sprawiły, że jego gwiazda zaszła równie prędko, jak wzeszła.
Pozostałe duże kraje europejskie, poczynając od Hiszpanii – kraju bez żadnych tradycji „sowietologicznych”, pogrążone są w wewnętrznych konfliktach, mają rządy słabe, oparte na bardzo kruchych koalicjach: ich przywódcy zajęci są głównie utrzymaniem władzy, a nie kreśleniu nowych strategii kontynentalnych.
I oto pojawił się Donald Tusk. Dzień po zaprzysiężeniu znalazł się w Brukseli, gdzie unijni przywódcy dosłownie rzucali mu się na szyję.
Chociaż, kiedy był przewodniczącym Rady Europejskiej nie cieszył się wielką sympatią. Nie wszystkim podobały się jego autorytarne metody sprawowania tej funkcji, która miała polegać na koordynacji prac zebrań przywódców politycznych UE, a nie na bycie czymś w rodzaju „prezydenta wszystkich prezydentów”.
Niektóre jego decyzje polityczne też wywoływały kontrowersje: podczas wizyty w Ankarze na przykład, zapewniał faszyzującego prezydenta Turcji, że Unia Europejska nadal czeka na ten kraj z otwartymi ramionami.
Ale te wszystkie wspomnienia prysły, kiedy na miejscu skompromitowanego, powszechnie pogardzanego Morawieckiego pojawił się polityk formatu światowego, Donald Tusk.
I już na pierwszym posiedzeniu Rady Europejskiej, mimo obecności Charlesa Michela, niejako automatycznie to on zaczął nadawać ton obradom. I wszyscy na to chętnie przystali.
Wszystkie oficjalne dokumenty Rady Europejskiej i większość dokumentów Komisji Europejskiej nosi już piętno interwencji Tuska.
Przede wszystkim w kwestii Rosji i Ukrainy. Minęło zaledwie kilka miesięcy, a nikt na świecie, a zwłaszcza w Moskwie, nie może mieć wątpliwości, jakie jest stanowisko UE wobec agresora i jego ofiary.
KE w trybie natychmiastowym, pod wpływem Tuska, opracowała strategię rozwoju europejskiego przemysłu zbrojeniowego, która właśnie jest wdrażana w zdecydowanej większości państw członkowskich. Na dalszy plan zeszły tak niegdyś kluczowe kwestie, jak rygorystyczne przestrzeganie poziomu inflacji i poziomu zadłużenia wewnętrznego. „Trudne czasy wymagają trudnych decyzji” – oto maksyma, jaką rządzą się dziś instytucje europejskie.
A niespełna miesiąc temu, z Brukseli, Donald Tusk potrzebował dosłownie dwóch telefonów, by w trybie natychmiastowym zwołać szczyt niedziałającego od wielu lat „Trójkąta Weimarskiego”: Francji, Niemiec i Polski. Na który tezy przygotował gabinet Tuska i które to tezy zostały w pełni i bez zbędnych dyskusji zaaprobowane przez prezydenta Francji i kanclerza Niemiec.
W niektórych stolicach, zwłaszcza w Rzymie, odnotowano radykalne przesunięcie środka politycznej ciężkości UE: od tamtego zebrania, ton Unii nadawać będzie ten triumwirat, w którym Tusk odgrywa kluczową rolę, zaś pozycja takich krajów, jak Włochy czy Holandia, która, mimo niewielkich rozmiarów, odgrywała pod przywództwem Marka Ruttego bardzo istotną rolę w Unii, nagle uległa osłabieniu.
Teraz media piszą, że pewien jeszcze do niedawna wybór Ursuli von der Leyen na drugą kadencję na stanowisku przewodniczącej Komisji Europejskiej zostanie przez ów triumwirat oprotestowany i że kandydatem „Weimarczyków” ma zostać b. szef Europejskiego Banku Centralnego i były, krótkotrwały (niestety) premier Włoch Mario Draghi.
„W ostentacyjnym pokazie jedności, mającym na celu złagodzenie napięć między Francją a Niemcami w związku z zagrożeniem, jakie stwarza agresywna Rosja, przywódcy trzech wiodących potęg wojskowych Europy zgodzili się na zwiększenie światowych zakupów amunicji dla Ukrainy i ulepszenie swojej oferty artylerii dalekiego zasięgu.
Pospiesznie zorganizowane spotkanie w Berlinie pomiędzy Francją, Niemcami i Polską w niewielkim stopniu zamaskowało fakt, że Paryż i Berlin mają obecnie odmienne punkty widzenia na temat bliźniaczych widm rosyjskiego postępu wojskowego w Ukrainie i odmowy Kongresu USA zatwierdzenia dalszej istotnej pomocy wojskowej dla Kijowa.
Sprzeczność w podejściu – głównie między „jastrzębiem” prezydentem Francji Emmanuelem Macronem i wiecznie ostrożnym kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem – została obnażona w dramatycznym wywiadzie dla francuskiej telewizji, w którym Macron powiedział, że bezpieczeństwo Europy, a nawet istnienie Europy jest zagrożone.
Niedawno wybrany polski premier Donald Tusk, … który właśnie wrócił ze spotkań z Joe Bidenem w Waszyngtonie, wezwał wszystkie strony, aby mniej mówiły i skupiły się na dostarczaniu większej ilości broni”. … (The Guardian)
Ale Polska zawdzięcza swoją kluczową pozycję w Europie i w NATO nie tylko Tuskowi. Nie sposób przecenić roli, jaką w światowej dyplomacji zaczął odgrywać szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski.
Już w tydzień po swoim powołaniu na stanowisko ministra Spraw Zagranicznych, w Warszawie bez zbędnego hałasu, odbyło się spotkanie szefów CIA, Mossadu i reprezentujących Palestyńczyków szefów służb Kataru i Egiptu. Efektem tego spotkania były kolejne tury rozmów w sprawie uwolnienia zakładników i ewentualnego zawieszenia broni w Gazie, które, niestety, jak dotąd nie przyniosły żadnego konkretnego rezultatu.
Przemówienie Radosława Sikorskiego w Radzie Bezpieczeństwa ONZ – jego odpowiedź na oburzające kłamstwa ambasadora Rosji – a następnie seria wywiadów dla telewizji amerykańskich – uczyniło zeń jednego z najbardziej znanych i podziwianych polityków świata.
Swoją droga to zdumiewające, że nikt wcześniej nie zdobył się na podobne wypunktowanie kłamstw przedstawiciela totalitarnego agresora.
Sikorski, również dzięki swoim koligacjom rodzinnych, ma duży wpływ na politykę w USA i to nie tylko w środowiskach demokratycznych, ale także i republikańskich. Jest wszechobecny, wodzi rej na spotkaniach szefów dyplomacji EU i NATO, choć z zebrania szefów unijnych dyplomacji w poniedziałek 22 kwietnia 2024 wyszedł rozczarowany, ponieważ jego odpowiednicy nie wyszli poza deklaracje werbalne, unikając konkretnych zobowiązań w kwestii pomocy militarnej dla Ukrainy.
Ma także Sikorski wpływ na politykę brytyjską, gdyż jego kolegami z roku na Oxfordzie byli m.in. Boris Johnson i David Cameron, b. premier, a obecnie sekretarz Spraw Zagranicznych rządu Jego Królewskiej Mości. I jeden i dugi bywają częstymi gośćmi w jego odremontowanym dworku pod Bydgoszczą. A Wielka Brytania jest krajem absolutnie kluczowym w NATO
Poszczególne rządy UE i Wielkiej Brytanii – wydaje się – już przyjęły do wiadomości i zaakceptowały nową pozycję Polski w stosunkach międzynarodowych. Nikt już nie kwestionuje faktu, że to Polska determinuje w dużej mierze politykę wschodnią Unii Europejskiej i NATO.
Po ośmioletnim zamrożeniu wizyt, obecnie Warszawa gości nawet po dwóch szefów europejskich rządów lub szefów dyplomacji tygodniowo.
I choć Giorgia Meloni była jednym z pierwszych premierów, którzy wysłali do Tuska telegramy gratulacyjne po wyborze, to jednak pozycja Włoch jest delikatna, bo rząd w Warszawie uchodzi za liberalny, a środowisko polityczne Meloni i jej gabinetu raczej związane jest mocno ze skrajną prawicą, w której głęboko zanurzony był poprzedni rząd Polski.
Dziwić może brak jakichkolwiek kontaktów Madrytu z Warszawą, stolicą, która z dnia na dzień znów zaczęła być ważna w Europie i świecie.
Jacek Pałasiński