Siedmiodniowa przerwa w niesamowitych popisach siły armii izraelskiej z Hamasem w Gazie zakończyła się tak, jak przystało na dramatyczny spektakl – salwą rakiet w stronę Izraela. Wszystko to tylko dzień po tym, jak amerykański Sekretarz Stanu postanowił otrzeć pot z czoła władzom Jerozolimy. Powód? Otóż przedłużająca się wojna Izraela z tą “całkowicie pokojową” organizacją Hamas miałaby negatywny wpływ na kampanię prezydencką w Ameryce. (Oczywiście, nie użył tych słów dosłownie, ale kto by się tym przejmował?)
Antony Blinken, chcąc zaimponować swoją dyplomatyczną finezją, dorzucił jeszcze kilka warunków. Szybka rozprawa z Hamasem nie może wiązać się z zwiększoną liczbą ofiar cywilnych, musi być z zachowaniem pełnej gamy pomocy humanitarnej dla Gazy, i oczywiście, Izrael musi zdradzić swoje wielkie plany na czas powojenny.
Blinken, jak prawdziwy magik dyplomacji, podpowiada, że po upadku Hamasu, Izrael powinien przekazać władzę nad Gazą Autonomii Palestyńskiej. Czy to nie piękne, jak amerykański sekretarz wie, co będzie najlepsze dla regionu?
Odpowiedź izraelskiego premiera była taka, jak gdyby poproszono go o wyłożenie planów na kolonizację Marsa. Powiedział stanowczo, że dopóki siedzi na krześle premiera, Autonomia Palestyńska, ta znakomita instytucja wspierająca terror i szkoląca młodzież w dziedzinie terroryzmu, nie dostanie okazji do rządzenia Gazą po likwidacji Hamasu.
Nie wspomniałem jeszcze, że Blinken, jak człowiek z odznaczeniem w dziedzinie prorokowania, zdaje się znać plany Hamasu i jego mocodawców w Teheranie. Prawdopodobnie wiedział, co czeka Izrael, nawet zanim Hamas ogłosił to publicznie. Blinken stwierdził także, że armia izraelska to takie cudo technologii, że może dostosować się do każdego kaprysu. (Czy ktokolwiek oczekuje od swojej armii takiego poziomu elastyczności?)
Nie omieszkano także zaznaczyć, że po wyczerpującym dniu, Blinken, zmęczony jak po setce maratonów, poleciał za ocean, a terroryści Hamasu zacierali ręce, przygotowując swoje rakiety.
Dalszy rozwój sytuacji? Nikt nie wie, ale to, co świat myśli o tym konflikcie, z pewnością zadecyduje o jego ostatecznym wyniku.
Na dzień 29 listopada w ONZ zaplanowano uroczystości z okazji Międzynarodowego Dnia Solidarności z Palestyńskim Narodem. Sekretarz Generalny tejże organizacji, António Manuel de Oliveira Guterres, przyrzekł niezłomne poparcie dla Palestyńczyków na drodze do pokoju, bezpieczeństwa, sprawiedliwości i godności.
Oczywiście, już dzień wcześniej, podczas skromniejszej uroczystości, Guterres z gracją stwierdził, że “Palestyńczycy przechodzą przez jeden z najmroczniejszych rozdziałów swojej historii”. Bez wątpienia wszyscy obecni mieli jednoznaczny pomysł, o czym mówił Sekretarz. Nikt nie myślał, że chodzi o działania Hamasu, gnębienie Palestyńczyków czy morderczą dyktaturę. Oczywiście nie.
Guterres wcześniej wielokrotnie podkreślał, że atak Hamasu 7 października wymaga potępienia, ale nic nie usprawiedliwia zbiorowej kary dla Palestyńczyków. W końcu, kto by nie zrozumiał, że to Hamas jest ofiarą.
W Polsce, gdy słyszymy o odpowiedzialności zbiorowej, to od razu myślimy o okupacji niemieckiej, łapankach, rozstrzeliwaniach i tym podobnych bajkach. Ale czyż nie cieszy nas, że obecny Sekretarz Generalny ONZ ma imię od portugalskiego rządcy, który z wirtuozerią w 1496 roku wydalił Żydów i muzułmanów z Portugalii? Prawdziwa gratka dla historii.
Oczywiście, imię Manuel, choć kojarzy się z przykrymi historiami dla Żydów, w Portugalii jest jak złoto. I kto mógłby kojarzyć je z odpowiedzialnością zbiorową? W końcu, zawsze lepiej zwracać uwagę na zamorskie podboje i największy rozkwit Portugalii pod rządami tego samego Manuela.
António Manuel de Oliveira pewnie nigdy by nie przypuszczał, że obcinanie głów niemowlętom to taka fajna forma kary zbiorowej, zgodna z duchem chrześcijaństwa i islamu. W końcu, to tradycja Portugalii, która jest absolutnie niezgodna z Karta ONZ, ale kto by się tym przejmował?
Idea kary zbiorowej dla dzisiejszych Europejczyków i Amerykanów to właśnie “solidarność z Palestyńczykami”. Oczywiście, nie tymi, którzy pragną pokoju z Izraelem, czy chcą wrócić do swoich domów, ani tymi, którzy mają dość rządów Hamasu czy Fatahu. Chodzi przecież o tych, którzy chcą kontynuować terroryzm i wychowywać swoje dzieci na przyszłych bohaterów wojennych.
Wojna przeciwko ludobójczej organizacji to według niektórych “kara zbiorowa”. Ale dla kogo? Dla tych, którzy popierają organizację mordującą w ich imieniu. Izrael, starając się ograniczyć ofiary cywilne, wydaje się jedynym złoczyńcą w tej historii. Antony Blinken i António Guterres wiedzą o tym doskonale. Ale przecież używanie takich pojęć ma swoje wyższe cele, prawda?