Stany Zjednoczone domagają się od Europy przejęcia pełnej odpowiedzialności za konwencjonalne odstraszanie i obronę. Po raz pierwszy w historii NATO europejscy sojusznicy muszą zakładać, że w przypadku wojny na dużą skalę nie otrzymają wsparcia armii amerykańskiej. Choć rosyjskie zagrożenie eskaluje od lat, a USA od dawna komunikują, że skupią się na Chinach, Europa pozostaje nieprzygotowana na sytuację, w której będzie musiała bronić się przed rosyjską agresją i jednocześnie wspierać Ukrainę. Jedyne, co może zrobić w takiej sytuacji, to zwiększyć wydatki na obronę i wzmocnić europejski filar NATO tak szybko, jak to możliwe, bez antagonizowania administracji Trumpa.
Trzy lata po inwazji Rosji na Ukrainę na pełną skalę stało się jasne, że Europa jest nieprzygotowana do strategicznego zagrożenia związanego z agresywną, rewizjonistyczną polityką Rosji z jednej strony oraz determinacją USA, by ograniczyć jej wkład w europejskie bezpieczeństwo, z drugiej. Rosja nie zrezygnowała ze swojego strategicznego celu, jakim jest pełne podporządkowanie Ukrainy i prowadzi wojnę na wyczerpanie, która faworyzuje kraj dysponujący większymi zasobami. Wysuwa maksymalistyczne żądania, których przyjęcie nie tylko zneutralizowałoby Ukrainę (zamknięcie drogi do NATO), ale także doprowadziłoby do całkowitej demilitaryzacji kraju (żądania ograniczenia wielkości sił zbrojnych) i pozostawiło go w rosyjskiej strefie wpływów (zamknięcie drogi do NATO plus sprzeciw wobec jakiejkolwiek obecności zachodnich wojsk na terytorium Ukrainy). Pozwoliłoby to Kremlowi na stosowanie groźby użycia siły do wpływania na politykę Ukrainy lub wznowienia agresji w dowolnym momencie w celu zmiany władzy i jej pełnego sobie podporządkowania. Mimo że rosyjskie wojsko traci około 30 tysięcy zabitych i rannych miesięcznie, jest w stanie uzupełniać straty zachęcając co miesiąc od 30 do 40 tysięcy osób do podpisania kontraktów i walki w Ukrainie. Rosja prawdopodobnie zrealizuje swoje plany zwiększenia sił zbrojnych do 1,5 miliona żołnierzy w służbie czynnej (jej siły zbrojne liczyły około 900 000 w 2022 roku) już do 2026 roku. Wraz z rozmieszczeniem nowych jednostek wojskowych w pobliżu granic z Finlandią i krajami bałtyckimi, wzrośnie zdolność Rosji do zagrażania Sojuszowi, a także do przeprowadzenia ograniczonej agresji przeciwko NATO. Rozmieszczenie wojsk i trwająca rozbudowa infrastruktury kolejowej skróci czas potrzebny na przeprowadzenie ataku. Ewentualne zawarcie zawieszenia broni lub porozumienia pokojowego z Ukrainą uwolni część rosyjskiego potencjału wojskowego, który może być dalej koncentrowany w eksklawie kaliningradzkiej i na Białorusi.
Ponieważ reżim może obawiać się, że NATO w końcu wzmocni swój potencjał wojskowy, podczas gdy sankcje nałożone na Rosję mogą doprowadzić do destabilizacji społecznej i politycznej, rosyjski rząd może czuć, że czas nie działa na jego korzyść. Dlatego też, pomimo wysokich strat, jakie Rosja ponosi w Ukrainie, nawet w perspektywie krótkoterminowej będzie istniało zwiększone ryzyko agresji przeciwko NATO. Politycznym celem takiej agresji byłoby wymuszenie ustępstw w sprawie żądań zawartych w ultimatum z 2021 r. wystosowanym do NATO i USA. Kreml zażądał wycofania wojsk zagranicznych z krajów graniczących z Rosją, podpisania prawnie wiążących traktatów, które ograniczyłyby zdolność NATO do wysyłania wsparcia do krajów wschodniej flanki oraz rezygnacji z polityki otwartych drzwi NATO.
Jednocześnie administracja USA jest zdeterminowana, aby ograniczyć amerykańskie zaangażowanie w bezpieczeństwo europejskie i demonstruje gotowość do negocjowania z Rosją w sprawie Ukrainy ponad głowami Europejczyków. Gdyby USA zdecydowały się wycofać swoje wojska z Europy, europejskie państwa NATO byłyby prawdopodobnie niezdolne do skutecznej obrony i w efekcie podatne na rosyjskie zastraszanie. Wiele lat zaprzeczania rzeczywistości, że Rosja stanowi zagrożenie dla europejskiego systemu bezpieczeństwa i może próbować osiągnąć swoje cele nie tylko poprzez groźby użycia siły, ale agresję militarną na dużą skalę, postawiło Europę w pozycji strategicznej słabości i podatności na zagrożenia, które mogą być wykorzystywane zarówno przez wrogów, jak i sojuszników (w tym przypadku USA). Administracja Trumpa ma możliwość zmniejszenia swojej obecności wojskowej w Europie pod różnymi pretekstami. Może oskarżyć Europę o brak poparcia dla amerykańskiego podejścia do negocjacji w sprawie zakończenia wojny w Ukrainie. Może próbować szantażować Europę, aby wymusić ustępstwa w kwestiach gospodarczych. Może też oskarżyć Europę o niewystarczające wydatki na obronność. Groźby lub wycofanie wojsk amerykańskich z Europy mogą dodatkowo podważyć wiarygodność odstraszania i zachęcić Rosję do przetestowania Sojuszu, zwłaszcza gdyby USA były zaangażowane w konflikt w Indo-Pacyfiku.
Rosyjska agresja na Ukrainę w lutym 2022 roku pokazała, że próby podejmowane przez Zachód w celu zbudowania stabilnych relacji z Rosją zawiodły. Rosja jest zdeterminowana nie tylko podporządkować sobie Ukrainę, ale chce stworzyć system, w którym będzie mogła wywierać wpływ zarówno w Europie, jak i w wymiarze globalnym. Dlatego wraz z Chinami dąży do budowy tzw. wielobiegunowego systemu międzynarodowego i stara się podważyć wiarygodność sojuszy pod przywództwem USA. Jak przyznaje były ideolog Kremla Władisław Surkow w wywiadzie z marca 2025 roku (dostępnym w kilku językach), rosyjskie wpływy nie mają granic. Rosja jest gotowa je rozszerzać, dopóki nie napotka realnego oporu.
Jest to szczególnie widoczne w próbach zwiększenia wpływów w Europie, gdzie Rosja chce być postrzegana jako supermocarstwo, które nie musi liczyć się z interesami małych i średnich państw. Podobieństwa radzieckiego i rosyjskiego podejścia do bezpieczeństwa europejskiego są uderzające. Od zakończenia II wojny światowej Moskwa pozostaje zdeterminowana, by wypchnąć USA z Europy, dlatego w jej strategicznym interesie było i jest podważenie wiarygodności NATO. Po zakończeniu zimnej wojny nie była zainteresowana współpracą z UE i NATO, ale raczej ich osłabieniem i tradycyjnie próbowała wbić klin między USA i Europę. Rosyjskie elity postrzegają możliwość zaangażowania USA w obronę Europy jako główną przeszkodę w promowaniu swoich ekspansjonistycznych celów. Stany Zjednoczone utrzymują największy potencjał wojskowy i nuklearny w NATO, co zapewnia wiarygodną zdolność odstraszania nuklearnego przeciwko Rosji. Amerykański potencjał konwencjonalny, wsparcie logistyczne i przewaga technologiczna zapewniają NATO możliwość szybkiego wygrania konfliktu konwencjonalnego z Rosją, zanim Kreml będzie w stanie przekształcić go w wojnę na wyniszczenie, która faworyzuje państwa autorytarne z ogromnymi zasobami i większą odpornością niż państwa demokratyczne. Amerykańskie przywództwo polityczne umożliwia również zbudowanie znacznie silniejszej koalicji niż potencjalnie jakiekolwiek inne europejskie mocarstwo czy grupa państw.
Europa zaczęła powoli akceptować fakt, że Rosja jest zdeterminowana, by podporządkować sobie Ukrainę i będzie stanowić długoterminowe zagrożenie dla NATO i UE. Przywódcy musieli przyjąć do wiadomości, że powodem wojny nie były „uzasadnione interesy bezpieczeństwa Rosji”, ale głęboko zakorzeniony rewanżyzm Rosji wobec Ukrainy i determinacja, by ją sobie podporządkować. W dniu 1 grudnia 1991 r., w referendum w sprawie niepodległości, ponad 90% ludności Ukrainy zagłosowało za oderwaniem się od Rosji. We wschodnich regionach Ukrainy, które Rosja obecnie częściowo okupuje i uznaje za swoje terytorium, poparcie to przekroczyło 80%. Najniższe było na Krymie, choć i tam przekroczyło 50%. Fakt, że to Ukraina, przedstawiana przez rosyjską propagandę jako kolebka rosyjskiej państwowości, skorzystała z pierwszej okazji, by zażądać niepodległości i była przeciwna jakiejkolwiek formie nowego państwa federalnego, był i jest traktowany przez rosyjskie elity jako zdrada i podsyca poczucie rewanżyzmu.
Jednocześnie Rosja postrzegała rozszerzenie zachodnich struktur politycznych, gospodarczych i wojskowych na Wschód przede wszystkim jako zagrożenie dla swoich ambicji reintegracji przynajmniej podstawowych elementów ZSRR (Białorusi i Ukrainy) oraz utrzymania zdolności wywierania wpływu w Europie Środkowo-Wschodniej i na całym kontynencie. Zachód nie mógł zaakceptować takiej polityki, ale mimo to próbował dostosować się do niektórych rosyjskich interesów, nie zatwierdzając nowych linii podziału w Europie. NATO całkowicie zmieniło swoją strategię i zaczęło odchodzić od polityki odstraszania. W 1997 roku Sojusz przyjął polityczną deklarację, że nie będzie rozmieszczał znaczących sił bojowych (tak długo, jak środowisko bezpieczeństwa pozostanie niezmienione) na terytorium nowych członków i przestrzegał tej zasady, dopóki Rosja nie stała się realnym zagrożeniem. Pomimo politycznych deklaracji ze strony NATO dotyczących przyszłego członkostwa Ukrainy i Gruzji, poszczególne państwa nie były gotowe do podjęcia jakichkolwiek praktycznych kroków w tym kierunku, co zostało wyraźnie zasygnalizowane Moskwie. USA zmniejszyły swoją obecność wojskową w Europie, a UE pogłębiła swoją zależność od rosyjskich surowców energetycznych.
W odpowiedzi Rosja jedynie nasiliła swoją agresywną politykę. Skutecznie wykorzystała mit „zdrady Zachodu”, który rzekomo obiecał, że NATO się nie rozszerzy na wschód. Mimo że takiej obietnicy zaprzeczył Michaił Gorbaczow (była jedynie mowa o nierozszerzaniu infrastruktury wojskowej NATO na wschodnie Niemcy), rosyjskie elity wykorzystały ten mit jako pretekst do rewizjonistycznej i rewizjonistycznej polityki wobec sąsiadów i Zachodu. W 2014 roku, w czasie gdy Ukraina była państwem neutralnym i nie dążyła do członkostwa w NATO, ale chciała bliższej współpracy gospodarczej z UE (początkowo popieranej nawet przez prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza), Rosja zaanektowała Krym i podsyciła konflikt we wschodniej części kraju.
Jednocześnie Rosja wykorzystała narzucone sobie przez NATO ograniczenia w zakresie obrony i odstraszania, by wykorzystać tę słabość i zademonstrować, że jest w stanie zaatakować Sojusz z kilku kierunków jednocześnie. Ponieważ NATO nie dysponowało wystarczającymi siłami i zdolnościami do odparcia takiego ataku, Rosja była w stanie zastraszyć Europę. Najbardziej zauważalnym efektem był szybki powrót NATO do współpracy z Kremlem po rosyjskiej agresji na Gruzję w 2008 roku. Było to ułatwione dzięki skutecznej rosyjskiej propagandzie, która przekonała zachodnią opinię publiczną, że Gruzja sprowokowała agresję i ograniczyła polityczne koszty powrotu do „business as usual” z agresorem.
Po rosyjskiej aneksji Krymu w 2014 roku, NATO zaczęło podejmować kroki w odpowiedzi na coraz bardziej agresywną politykę Kremla. Z dzisiejszej perspektywy widać jednak, że zabrakło woli politycznej do zbudowania wiarygodnego potencjału oraz mechanizmów obrony i odstraszania, które przygotowałyby Europejczyków na szybko zbliżające się zagrożenia strategiczne. Szereg państw kontynuowało tradycyjną politykę pogłębiania zależności od rosyjskiego gazu. Niemcy zdecydowały się na budowę drugiej nitki gazociągu Nord Stream 2, co ułatwiłoby Rosji przesyłanie gazu do Europy z pominięciem Ukrainy. Wydatki na obronność rosły, ale nie wystarczająco szybko. To tylko zachęciło Rosję do zwiększenia presji militarnej zarówno na Ukrainę, jak i NATO, demonstrując swoją zdolność do ataku na Europę i użycia broni jądrowej, podczas gdy NATO nie miało planów i możliwości niezbędnych do skutecznej obrony. Dopiero w 2022 roku, po inwazji Rosji na Ukrainę na pełną skalę, NATO zdecydowało się przyjąć nową strategię, która wskazuje na Rosję jako główne zagrożenie militarne. To umożliwiło podjęcie kolejnych decyzji w sprawie zatwierdzenia nowych planów obronnych i opracowaniu niezbędnych zdolności wojskowych. Jednak Europejczycy potrzebują co najmniej dekady, aby stworzyć wiarygodne zdolności bojowe, niezbędne do obrony i odstraszania
Rosyjska agresja wyraźnie pokazała, że polityka Zachodu opierała się na fałszywych założeniach, że oferując Rosji ustępstwa, uda się ustabilizować relacje, unikając poważnych inwestycji w obronność. Zachód nie był w stanie w pełni zrozumieć strategicznych celów Rosji i jej determinacji do ich osiągnięcia. Słabość NATO musiała wpłynąć na kalkulacje Putina dotyczące potencjalnych korzyści z inwazji na Ukrainę na pełną skalę. Prawdopodobnie zakładał, że będzie w stanie zastraszyć Zachód i zniechęcić go do udzielenia Ukrainie znaczącego wsparcia. Mimo, że nie był w stanie szybko osiągnąć swoich strategicznych celów, a koszty agresji mogą być wyższe niż przewidywał, Putin wyraźnie ma nadzieję, że będzie w stanie je osiągnąć w dłuższej perspektywie. Dlatego udaje, że jest gotów na negocjacje, a w rzeczywistości kontynuuje ataki i wysuwa zadania, których przyjęcie oznaczałoby kapitulację Ukrainy. Putin może być bliższy realizacji swoich celów, ponieważ nowa administracja USA wydaje się nie być zainteresowana kontynuowaniem amerykańskiego wsparcia dla państwa, które się broni przed agresorem. Stany Zjednoczone wydają się również zdeterminowane, aby ograniczyć swoje wsparcie dla NATO i bezpieczeństwa europejskiego, ponieważ chcą skupić się na zagrożeniach ze strony Chin. Strategiczne zagrożenie dla NATO i UE nie mogło być chyba bardziej wyraźne niż jest obecnie. Mimo że europejscy przywódcy mieli co najmniej dekadę na przygotowanie się na taki scenariusz, brak niezbędnej determinacji ograniczył zdolność Europy do obrony jej strategicznych interesów np. poprzez możliwość udzielenia Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa bez wsparcia USA.
Była kanclerz Niemiec Angela Merkel w swoich wspomnieniach broni poprzedniej polityki. Jej zdaniem Niemcy prowadziły racjonalną politykę, dla której nie było alternatywy, podczas gdy państwa na wschód od Niemiec chciałyby, aby Rosja po prostu zniknęła. Jest to klasyczna próba przedstawienia państw regionu jako irracjonalnych rusofobów, którzy nie mogą uznać, że konieczne jest dogadanie się z Rosją. Problemem nie są jednak apele krajów bałtyckich i Polski o wzmocnienie polityki obronnej i odstraszania, ale niezdolność niektórych innych przywódców i krajów do niezbędnych poświęceń i inwestycji. Aby rozwijać stabilne stosunki z Rosją, nie można być podatnym na rosyjską presję energetyczną i militarną. Zachodnim przywódcom łatwiej było jednak czerpać gospodarcze i polityczne korzyści ze współpracy z Rosją, zamiast próbować przekonać opinię publiczną do poparcia kosztownych inwestycji w potencjał militarny.
Po reelekcji Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych, jego administracja wydała wyraźne ostrzeżenie, że wojska amerykańskie nie pozostaną w Europie na zawsze. Za kulisami przekaz był bardziej dosadny: USA nie będą już wspierać konwencjonalnej obrony i odstraszania w NATO i zapewnią swoim sojusznikom jedynie parasol nuklearny. Nie powinno to być zaskoczeniem. Od dawna wiadomo, że Stany Zjednoczone uważają Chiny za głowne zagrożenie. Strategia USA zakłada, że Stany Zjednoczone będą rozwijać zdolność do wygrania wojny z Chinami, podczas gdy w Europie mają najwyżej pomóc w powstrzymaniu rosyjskiej agresji i neutralizować groźby użycia broni jądrowej.
Nawet bez nacisków Trumpa realia strategiczne i polityczne wskazują, że Europa musi być w stanie wziąć odpowiedzialność za konwencjonalną obronę i odstraszanie. Problem polega na tym, że Europa potrzebuje czasu na zbudowanie takiej zdolności. Z dość ogólnych obliczeń wynika, że bez wkładu USA, NATO brakuje od 200 000 do 300 000 żołnierzy (50 brygad), tysięcy systemów obrony powietrznej, tysięcy pocisków dalekiego zasięgu niezbędnych do precyzyjnych uderzeń itp. Europejczycy polegają również na amerykańskim rozpoznaniu satelitarnym (ISR) oraz wsparciu logistycznym. Według szacunków Komisji Europejskiej, wypełnienie głównych luk wymaga co najmniej dodatkowych 500 miliardów euro inwestycji w zdolności wojskowe. Przejęcie pełnej odpowiedzialności od USA kosztowałoby prawdopodobnie jeszcze więcej. Europejskie państwa członkowskie NATO, które wydają średnio 2% swojego PKB na obronność, musiałyby zwiększyć wydatki do co najmniej 3,5%, aby w kolejnych latach szybko zmniejszać uzależnienie od USA.
Problem polega na tym, że Europa może nie mieć zbyt dużo czasu. Rosja wyciąga wnioski z początkowych niepowodzeń w Ukrainie i odzyskała inicjatywę strategiczną. W zależności od oceny wiarygodności obrony i odstraszania NATO może zdecydować się na bezpośrednią konfrontację militarną z Sojuszem. Moskwa nie musi przeprowadzać agresji na pełną skalę, aby osiągnąć swoje cele polityczne zawarte w ultimatum z 2021 roku. Wystarczyłoby, gdyby pod pretekstem powstrzymania NATO przed wspieraniem Ukrainy, zaczęła atakować cele wojskowe na terytorium Polski lub Rumunii za pomocą dronów i rakiet oraz zagroziła dalszą eskalacją. Jak wtedy zachowałoby się NATO? Czy Włochy i inne państwa, które są militarnie i politycznie nieprzygotowane do konfrontacji z Rosją, zdecydują się aktywować Artykuł 5 Traktatu Waszyngtońskiego (jeden za wszystkich, wszyscy za jednego)? Czy NATO będzie niszczyć rosyjskie wyrzutnie, wykorzystywane do ataków na terytorium Sojuszu, czy też prezydent USA zdecyduje, że za wszelką cenę należy unikać trzeciej wojny światowej, lepiej negocjować i zaakceptować rosyjskie warunki?
Do dziś część ekspertów jest przekonana, że gdyby Zachód oddał Ukrainę Rosji, to udałoby się ustabilizować relacje z Moskwą. Dotychczasowe skutki polityki ustępstw pokazują wyraźnie, że Kreml odbierze to jedynie jako kolejny sygnał słabości i braku determinacji oraz jako zaproszenie do zwiększenia presji na NATO, przy czym ryzyko agresji znacząco wzrośnie. Gdyby doszło do wojny, ci sami eksperci będą prawdopodobnie argumentowali, że ustępstwa w sprawie statusu Polski lub krajów bałtyckich, z pewnością umożliwią osiągnięcie trwałego pokoju.
Wycofanie wojsk amerykańskich i systemów obrony powietrznej z bazy w Jesionce w Polsce, która służy do wysyłania wsparcia do Ukrainy, zwiększyło ryzyko czarnego scenariusza. Rosja może poczuć się zachęcona do przeprowadzenia ograniczonego ataku na bazę, mając nadzieję, że podzieli to sojuszników w kwestii koniecznej odpowiedzi. Dlatego Europa musi teraz zademonstrować swoją strategiczną odpowiedzialność i wzmocnić europejski filar NATO, bez tworzenia fałszywych oczekiwań, że Europa może poradzić sobie sama bez Ameryki.
Po pierwsze, Europa nie ma wystarczająco dużego potencjału nuklearnego, aby zapewnić wiarygodny środek odstraszający wobec Rosji. Zdolności Francji i Wielkiej Brytanii są zbyt małe, by zagrozić eskalacją lub zapewnić wiarygodne rozszerzenie parasola nuklearnego nad sojusznikami. Nawet jeśli ich wzmocnienie może być w dłuższej perspektywie pożądane, dziś pochłonęłoby zasoby, które oba mocarstwa powinny przeznaczyć na rozbudowę swoich sił konwencjonalnych.
Po drugie, ponieważ Rosja postrzega groźbę zaangażowania USA w konflikt jako główny czynnik odstraszający, w interesie Europy leży podtrzymywanie takiego zagrożenia, a nie osłabianie go. Dlatego, dopóki USA pozostają członkiem NATO, Sojusz powinien być głównym mechanizmem zbiorowej obrony i odstraszania w Europie. Europejscy przywódcy chyba już to rozumieją, dlatego cześciej mówią o wzmocnieniu europejskiego filaru NATO zamiast europejskiej autonomii strategicznej, którą można rozumieć jako chęć prowadzenia polityki obrony i odstraszania niezależnej od USA.
Nawet gdyby Stany Zjednoczone zdecydowały się wycofać z NATO, co jest mało prawdopodobne, ważnym elementem odstraszania byłaby wciąż pewna obecność USA utrzymywana w różnych krajach na zasadzie dwustronnej. Całkowite wycofanie sił USA z Europy jest mało prawdopodobne, choćby ze względu na potrzebę wiarygodnego odstraszania nuklearnego. W przypadku podjęcia decyzji o zmniejszeniu konwencjonalnej obecności USA, w interesie krajów takich jak Włochy, Niemcy czy Polska nadal leżałoby utrzymanie silnych stosunków dwustronnych i wzmocnienie sojuszu jako całości poprzez działania na rzecz utrzymania jakiejś części amerykańskich wojsk, składów uzbrojenia czy broni nuklearnej na ich terytorium.
Zmniejszenie obecności USA w Europie wydaje się nieuniknione, niezależnie od tego, czy w Białym Domu zasiądzie Trump, czy inny prezydent. Jeśli jednak proces ten zostanie skoordynowany w NATO, a Europejczycy będą mieli czas na uzupełnienie luk w zdolnościach wojskowych, negatywne skutki mogą zostać zminimalizowane.
Wojciech Lorenz, Koordynator programu Bezpieczeństwo Międzynarodowe w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych